„ZOSTAŃ W DOMU” – KREATYWNIE Z MDK
Propozycje p. Piotra Szczepaniaka dla młodzieży z Klubu Gier Strategicznych MDK.
„Szanowni Koledzy i Wychowankowie!
Czas odosobnienia, gdy nie spotykamy się w naszej przepięknej, klimatyzowanej sali, można wykorzystać na zdobycie dodatkowej wiedzy historycznej, która wykorzystamy po powrocie na rzecz naszego pięknego hobby. Jak wiecie nie jeden raz już proponowałem konkursy na rozpiskę, scenariusz, selektor – warunkiem koniecznym było oparcie swojej pracy i dzieła i wiedzę historyczną.
Pokażę Wam przykład swojej pracy, a w osobnym poście – ogłosimy pierwszy z konkursów. Tekst jest fragmentem artykułu, który przygotowałem dla centrali Warlord Games w języku oryginału, a więc teraz muszę go z powrotem przetłumaczyć na język zrozumiały.
A zatem po pierwsze: 1. Dywizja Pancerna składała się z 3. Brygady Piechoty i 10 .Brygady Kawalerii Pancernej oraz grupy artylerii i służb (wszystko to – lub prawie wszystko – znajdzie odzwierciedlenie w rozpisce, którą podsumuję cały artykulik). Należało do niej łącznie 8 batalionów (4 piechoty i 4 pancerne) oraz 4 pułki artylerii (polowej, przeciwpancernej i przeciwlotniczej) i służby, np. łączności, zaopatrzenia, remontowa, sanitarna.
Po drugie: Dywizja rozporządzała ponad 4 tysiącami pojazdów, więc dla nas – graczy-hobbystów – otwiera się całkiem szerokie pole do popisu. Trzeba jednak wiedzieć, jakie pojazdy bojowe i niebojowe były wykorzystywane w poszczególnych pododdziałach oraz znać zasady oznaczania ich przynależności.
Opiszę reguły, które sam stosuję i pokażę, jak to się prezentuje na polu bitwy. Na pierwszy ogień idzie Pluton Pancerny w najgorętszym okresie sierpnia 1944 – trwały ciągle walki o Normandię, polska Dywizja miała do odegrania kluczową rolę w bitwie pod Falaise.
W tamtym okresie sprzęt, jaki otrzymali do walki Polacy, pochodził głównie ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Kanady. Był malowany jednolicie kolorem definiowanym najczęściej jako „oliwkowy” lub częściej „oliwkowozielony”. Część pojazdów nosiła kamuflaż, który miał chronić przede wszystkim przed atakami lotnictwa i nosił kryptonim „uszy Myszki Mickey” (można go będzie zobaczyć na jednym ze zdjęć). Obowiązkowym dla każdego pojazdu elementem była biała pięcioramienna amerykańska gwiazda, malowana osobno lub w białym okręgu, pełnym bądź przerywanym. Nanoszono ją od góry jako znak identyfikacyjny dla lotnictwa. Na burtach lub wieżach pojazdów pancernych, a czasem także z przodu malowano takie same gwiazdy, choć zwykle o mniejszych wymiarach. Po kilku tygodniach od lądowania we Francji (przypominam, że to był 6 czerwca 1944) zaczęto je zamalowywać, gdyż ułatwiały celowanie niemieckim kanonierom.
Pojazdy 1. Dywizji Pancernej nosiły godło jednostki, które przedstawiało husarskie skrzydło i szyszak osadzone na okrągłej pomarańczowej tarczy. Takie samo godło nosił każdy żołnierz Dywizji na rękawie munduru. A dodatkowo polskie pojazdy miały namalowany znak przynależności państwowej w postaci liter PL na białym tle. Zwykle umieszczano je z przodu i z tyłu pojazdu.
Każdy samodzielny organizacyjnie pododdział posiadał w brytyjskim systemie oznakowania pojazdów przydzielony numer (zwykle dwucyfrowy) naniesiony na kolorowy kwadrat, którego barwy wraz z numerem pozwalały zidentyfikować, z jaką jednostką mamy do czynienia. Takie właśnie oznaczenia umieściłem na tablicy zaraz przy angielskich nazwach pododdziałów czołgowych i piechoty.
Na wieżach czołgów lub na burtach pojazdów bezwieżowych umieszczano tzw. znaki taktyczne w postaci figur geometrycznych oznaczających poszczególne pododdziały pułku pancernego. Romb oznaczał szwadron dowodzenia, trójkąt pierwszy szwadron bojowy, kwadrat drugi a okrąg trzeci. Nie bez znaczenia były kolory, których w polskiej dywizji było pięć. I tak:
– białymi figurami oznaczano pojazdy 10. Pułku Strzelców Konnych,
– czerwonymi – 1. Pułku Pancernego,
– żółtym – 2. Pułku Pancernego,
– niebieskim – 24. Pułku Ułanów
– zielonym – 10. Pułku Dragonów.
Każdy pojazd zaopatrzony był w numer rejestracyjny oznaczający przy okazji typ pojazdu, np. T-tank (czołg), L-lorry (ciężarówka).
Na planszy znajdziecie też czerwoną naszywkę z napisem POLAND – noszono ją na rękawach mundurów polowych kilka centymetrów poniżej wszycia. Na lewym rękawie poniżej naszywki Poland przyszywano emblemat Dywizji jednak bez białego podbicia obecnego na pojazdach.
Tradycją polską było nakładanie na kołnierze mundurów barw pułkowych albo barw broni. Naszywano niewielkie proporczyki kawaleryjskie lub trójkątne w dwóch kolorach (np. czołgiści nosili trójkąty czarno-pomarańczowe) lub w trzech – z tzw. żyłką albo po prostu dwubarwnym paskiem pośrodku.
Na tablicy umieściłem jeszcze jedno oznaczenie – herb hrabstwa Lanark na tarczy z krzyżem świętego Andrzeja. Otrzymali je Dragoni – spadkobiercy 10 Oddziału Rozpoznawczego z czasów stacjonowania na ziemi szkockiej. Odznakę noszono na prawym rękawie poniżej naszywki Poland.
Tyle informacji póki co, czas na rozpiskę.
Zasadniczą częścią plutonu są trzy czołgi Sherman V w barwach 24 Pułku Ułanów oraz uzbrojony w super ciężkie działo przeciwpancerne Sherman VC tzw. Firefly. Jeden z dowódców stoi na czele całego plutonu. Dodatkowo biorę Stuarta V, czołg, który w dywizjach brytyjskich a więc i w polskiej pełnił rolę rozpoznawczą. Zadanie osłaniać czołgi w walce mieli dragoni, czyli zmotoryzowana piechota, więc dokładam ośmiu żołnierzy na halfracku, a z nimi tzw. PIAT czyli przeciwpancerna wyrzutnia piechoty z obsługą. Ostatnie dwa elementy to średnie działo przeciwpancerne, określane jako 6-funtowe wraz z ciągnącym je Universal Carrierem. Razem 1495 punktów. Taką właśnie rozpiską zagrałem w wielkiej bitwie w klubie Warband w Poznaniu w trakcie rekonstrukcji bitwy pod Falaise.
Zachęcam do tworzenia własnych rozpisek pod kątem historycznym, a może ktoś pokusi się i poszuka informacji o oznaczeniach pojazdów i mundurów innych armii? Takie ćwiczonko na czas apokalipsy.”
Klub Gier Strategicznych MDK w Ostrowie Wielkopolskim – dawniej Klub Woja Wciska
Dla wszystkich zainteresowanych gra strategiczną Bolt Action.
Witajcie, sympatycy naszej skromnej grupy klubowej!
Z okazji zakończenia II wojny światowej w Europie na dwóch frontach ogłaszam błyskawiczny mini-konkurs na rozpiskę dla początkujących graczy, którzy mamy nadzieję przybędą w klubie po zakończeniu odosobnienia.
Zatem proste zasady:
– rozpiska na maksymalnie 600 punktów,
– całkowity koszt zakupu (bez opłat za przesyłkę) może wynieść 200zł.
Sens konkursiku jest taki: małe punkty, żeby nie pogubili się 11-13 latkowie, nieduży koszt, żeby pokazać, iż nasze hobby może też być oszczędne. Dodatkowy warunek – nie promujemy SS i nie dyskutujemy na ten temat.
Termin: zaczynamy od zaraz, dalej mamy na myślenie dzień zwycięstwa – czyli 9 maja – i niedziela do południa. Przyjmujemy rozpiski na mail – oscar_flamberg@poczta.onet.pl
W zgłoszeniu należy podać adresy konkretnych ofert sklepowych, bowiem konkurs ma charakter internetowy.
Głosowanie: każdy z uczestników otrzyma 3-2-1 punkty niezależnie od ilości zgłoszonych rozpisek. W tajnym głosowaniu rozdysponują punkty między wybrane rozpiski. Ja oczywiście oddaję głos ostatni i ma on jak zawsze rozstrzygające znaczenie w przypadku remisu. Wyniki podam w niedzielne popołudnie-pod wieczór.
Nagroda: ufundujemy nagrodę w wysokości ok. 80 zł – do wyboru zwycięzcy, ale za pokwitowaniem odbioru. Nagroda oczywiście z branży figurkowo-modelarskiej, ale może to być np. zestaw farb. Chyba to wszystko, co powinienem dodać, zatem – do dzieła!
„Witam wszystkich!
Dzisiaj znamy go przede wszystkim z kamienistych plaż, zimnej wody i hoteli uzdrowiskowych. Chyba nawet dawna lotnicza baza wojskowa nie działa w okolicy i przelatujące odrzutowce nie budzą już wczasowiczów. Pozostał pusty amfiteatr, choć kiedyś odbywały się tam szumne festiwale. Niedużego portu rybackiego i wojennego strzeże latarnia morska wybudowana na ruinach dawnego pruskiego fortu, bronionego w 1807 roku przed wojskami Napoleona Bonaparte pod dowództwem majora Augusta Neidhardta von Gneisenau, którego imieniem nazwano później 3 niemieckie okręty, w tym najważniejszy ostatni – pancernik zatopiony przez Niemców w marcu 1945 roku u wejścia do portu w Gdyni. Jeśli jesteśmy przy historii, to tutaj w 1000 roku ustanowiono za zgodą Ottona III utworzono jedno z biskupstw podległych ówczesnej metropolii arcybiskupiej w Gnieźnie. 107 lat później po biskupstwie nie było już śladu, a pogański gród zdobył i włączył do swego państwa Bolesław Krzywousty. Gall Anonim zanotował, że po zdobyciu owego grodu polscy woje zanucili piosenkę: „Naszym przodkom wystarczały ryby słone i cuchnące,
My po świeże przychodzimy, w oceanie pluskające!”
Domyśliliście się już, że chodzi o Kołobrzeg?… Jeśli tak, to gratuluję! Pretekstem, dla którego piszę o tym właśnie mieście jest miniona całkiem niedawno rocznica zdobycia miasta przez żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego w niezwykle krwawym, dwutygodniowym boju. Miasto i port zostały wówczas zniszczone w 95% – bardziej niż Warszawa w trakcie Powstania.
Miasto zamienione przez Niemców w twierdzę szturmowały dwie polskie dywizje – 3 i 6, dołączyła do nich później także 4. W ostatnim etapie ich walkę wspierał 4 Pułk Czołgów Ciężkich, który tuż po wojnie stacjonował w nieodległym Jarocinie.
Szósta Dywizja Piechoty, która stoczyła o miasto szczególnie ciężkie boje, była ostatnią ze sformowanych z przeznaczeniem dla 1 Armii dywizji. Wszystkie wyższe stanowiska dowódcze zajmowali oficerowie radzieccy, ale zwykli żołnierze i młodsi oficerowie byli Polakami. Mówiło się o nich, że byli tymi, którzy „nie zdążyli do Andersa”. Każdego, kto chciałby się dowiedzieć czegoś więcej, odsyłam do literatury, ale także zapraszam na zajęcia Klubu Gier Strategicznych, gdzie rozmawiamy o różnorodnych problemach historycznych związanych z interesująca nas epoką.
A cały ten wstęp poczyniłem po to, żeby zaprosić Was do obejrzenia polskiego filmu wojennego z 1969 roku pod tytułem „Jarzębina Czerwona”. Oprócz plejady znakomitych polskich aktorów znajdziecie tam historię walk o Kołobrzeg wiosną 1945 roku, ukazaną z ogromnym dramatyzmem i wiernością faktom (wiele z ukazanych w filmie epizodów rzeczywiście miało miejsce – jak np. szturm na tzw. Białe Koszary, potyczka stoczona z pociągiem pancernym o kryptonimie Panzerzug 72A, czy ponowne zaślubiny Polski z morzem – na wzór tych dokonanych przez generała Józefa Hallera 10 lutego 1920 roku w Pucku). Oczywiście wszystko obarczone jest „licentia poetica” twórców, obciążone nienachalną na szczęście propagandą, nasycone duchem epoki, widocznym choćby w sposobie ukazania Niemców – odwiecznych wrogów polskości – ale uważam, że i tak warto sięgnąć po ten film choćby dlatego, że dzisiaj już się takich filmów nie kręci – z rozmachem i dostępem do zachowanych reliktów epoki. Na dyskusję po filmie i wyjaśnienie wszelkich jego niuansów zapraszam do Klubu Gier Strategicznych – jak tylko ustanie przymusowe odosobnienie i wrócimy do zajęć w Młodzieżowym Domu Kultury.
Film można obejrzeć na kanale: www.cda.pl lub np. www.youtube.com. Uwaga! Nie należy regulować odbiorników – film został nakręcony w wersji czarno-białej. Zapraszam!”
„Witajcie w drugiej odsłonie cyklu „Film wojenny na czas wojny z wirusem”!
Zapraszam do zajrzenia do pierwszej części cyklu, w której pisałem o Kołobrzegu i filmie „Jarzębina czerwona”. Jeśli ktoś zadał sobie trud i obejrzał film – a może nawet jak ja stał się jego fanem – polecam zajrzeć na stronę fototeki do galerii zdjęć zrobionych przy okazji realizacji filmu. fototeka.fn.org.pl
A dzisiaj zachęcam do zapoznania się z historią najsłynniejszego polskiego dywizjonu lotniczego, nazywanego Kościuszkowskim dzięki filmowi o dywizjonie 303 na tle bitwy o Anglię.
W roku 2018 doczekaliśmy się aż dwóch filmów fabularnych, pełnometrażowych na ten temat, ale… no nie ukrywam rozczarowania. Są… takie sobie. Kiedy obejrzałem pierwszy z nich, pomyślałem – oho, ale jest jeszcze do obejrzenia polska wersja, na którą czekałem z niecierpliwością, a tu… chciałoby się sięgnąć do klasycznej recenzji polskiego kina i aktorów: https://youtu.be/IkEf42l6vo4?t=827
Praktycznie… nic już z tego filmu nie pamiętam. Żaden z aktorów nie zapadł mi w pamięć, żaden wątek dramatyczny. Zły jest już tytuł: „Dywizjon 303. Historia prawdziwa”. Jeśli ktoś informuje nas, że opowiadana przez niego historia jest prawdziwa, to zazwyczaj taka nie jest. Lubię dla zgrywy opowiadając dowcip zapewnić słuchaczy, że to „autentyczna historia” – od razu inaczej się jej słucha. Pomijając niemal zupełny brak przekonującej akcji i wyrazistych aktorów jest to film z niewyraźnym zakończeniem – oglądając wiedziałem, że musi się skończyć, bo prawdziwa bitwa o Anglię też w końcu się skończyła. Tak ukazali to Anglicy w filmie z 1969 roku (równolatek Czerwonej jarzębiny) „Battle of Britain”: https://www.youtu.be
Nie ma sensu się znęcać – film otrzymał niskie oceny recenzentów, chyba głównie za sceny walk powietrznych. Drugi film – tym razem brytyjski – z przymrużeniem oka obejrzeć można, bo to opowieść w stylu hollywoodzkim „oparta na prawdziwych wydarzeniach”. Nie jest to więc film historyczny, a coś w rodzaju wojennego thrillera z wątkiem romantycznym. Nie dowiemy się prawie nic o dywizjonie 303, a walki powietrzne nie są niczym, co warto byłoby zapamiętać.
No ale coś chyba powinno być dobre w tym wszystkim?… Skoro podałem tytuły dwóch filmów, które – krótko mówiąc – warto obejrzeć, jeśli wyskrobaliście studnię z tytułami do samego dna, to co chciałbym polecić?…
Dwa tytuły. Jeden z nich to hańba dla polskiej kinematografii, bowiem nakręcili go Czesi w roku… 2001 (sic!). Nie traktuje na szczęście o dywizjonie 303 i nie jest to film ściśle historyczny – oparty na faktach – ale jest taki, jak powinno być dobre kino wojenne: ukazuje poplątane losy zwykłych ludzi wrzuconych w piekło wojny, a potem… wcale nie jest lepiej i łatwiej. Nie zdradzam fabuły, bo można ten film zobaczyć i na niego dziś zapraszam.
www.cda.pl
A ponieważ jest to dzisiaj podwójne zaproszenie, więc drugi tytuł. Jak napisał jeden z recenzentów filmów pod wspólnym tytułem „303” – szkoda, że najlepszą produkcją na temat bohaterskiego dywizjonu pozostaje nakręcony przez brytyjski Channel Four fabularyzowany film dokumentalny z serii „Bloody Foreigners – The Untold Battle of Britain”. Film pokazywany był w polskiej telewizji, a ja go dzisiaj pozwolę sobie przypomnieć. www.youtube.com
Dobre, naturalne aktorstwo, duch angielskości w starciu z duchem polskim, zabawne momenty, gdy angielscy aktorzy mówią po polsku. Na mnie film (prawie 49 minut) zrobił wrażenie bardzo solidnego rzemiosła, bez aspiracji do Oscarów, ale za to z niezwykłą wartością: w filmie wystąpili jedni z ostatnich żyjących pilotów dywizjonu, między innymi Franciszek Kornicki – postać, którą zdecydowanie polecam sobie wygooglować wszystkim zainteresowanym.
A zatem – jeśli znajdziecie wystarczająco dużo czasu – podobno w trakcie kwarantanny wszyscy mamy go pod dostatkiem – to zapraszam na oba filmy!”